Tym razem, by obejrzeć górskie wiosenne łąki w krokusach, ruszyliśmy na Słowację w Niskie Tatry. Mimo, że krokusy pojawiają się tam początkiem kwietnia, wybraliśmy bezpieczny termin bliżej połowy miesiąca, by pod wpływem tegorocznych anomalii pogodowych (atak zimy na przełomie pierwszej i drugiej dekady marca) przesunąć go jeszcze o tydzień. Ostatecznie 20 kwietnia mknęliśmy wczesnym rankiem ku Słowacji. Na krótko przystanęliśmy w miejscowości Plaveč nad Popradem by obejrzeć ruiny węgierskiej warowni z XIII w. Ten gród, broniący dróg handlowych na pograniczu węgiersko-polskim, ród Horvathów uczynił w XVI w. swoją rezydencją i przyjął od niej nazwisko Palocsy’ch. Przejeżdżając Magistralą Tatrzańską podziwialiśmy zaśnieżone kolejne szczyty najpierw Tatr Bielskich potem Tatr Wysokich.
Śnieg, krokusy, mróz…
Na stokach Łomnicy sezon zimowy trwał w najlepsze. W Kotlinie Liptowsko-Popradzkiej śniegu już nie było, ale, gdy wjechaliśmy w dolinę Czarnego Wagu okazało się, że tu zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Na pozbawionych śniegu łąkach nad rzeką dostrzegliśmy pierwsze krokusy. Było mgliście i pochmurno, więc ktoś zażartował, że skoro krokusy już widzieliśmy, to możemy wracać. Na trasę ruszyliśmy spod stacji narciarskiej w Liptowskiej Ciepliczce i na podejściu szlakiem niebieskim na grzbiet bocznego pasma nic jeszcze nie zapowiadało poprawy pogody. Najważniejsze, że nie padało, a na pozbawionych śniegu łachach trawy nie brakowało krokusów. W rejonie Smrečiny (1365) rozpogodziło się zupełnie i weszliśmy na zbocza o południowej ekspozycji, więc pojawiły się całe dywaniki krokusów. Potem na Panską hol’ę (1429) znów podchodziliśmy mocno zaśnieżonym północnym zboczem.
Na Rovnem, niecały kilometr przed szczytem uznaliśmy, że wystarczy brnięcia w śniegu! Umówiliśmy się, że właśnie szczytujemy i wracamy. Na lepsze widoki nie było szans, bo powietrze nie było zbyt klarowne. Kral’ova hol’a (1946), najwyższa w tej części Niskich Tatr ledwie majaczyła we mgle, a Vel’ką Vapenicę też niewiele lepiej było widać. Schodziliśmy początkowo tą samą drogą, dopiero do samej wioski zeszliśmy południowymi stokami sąsiedniej Doštianki (1234). Tydzień później z pewnością byłoby fioletowo od krokusów, ale i tak wyjazd należy uznać za udany. Specjalne podziękowania należą się Peterowi Turisowi, pracownikowi Parku Narodowego Niskich Tatr, który nam ten rejon gór polecił.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Natalia Brodowska, Aneta Kiebała i Majka