Retezatem w alpejskiej scenerii – Rumunia
Na tegoroczną rumuńską eskapadę wybraliśmy góry Retezat w Karpatach Południowych a dzięki świątecznemu poniedziałkowi (15.08) zyskaliśmy dodatkowy dzień. Po męczącej całonocnej jeździe rozkopanymi rumuńskimi drogami w okolicach południa dotarliśmy w głąb doliny potoku Jiu de West rozgraniczającego góry Retezat i Vâlcan. W naszych planach było przejście przez Mały i Wielki Retezat z południa na północ. Na trasę przejścia ruszyliśmy u ujścia wąwozu Scorota szlakiem żółtych kółek. Początkowo trasa wiodła w górę wąwozem otoczonym wysokimi na kilkaset metrów wapiennymi skałami. Wyżej, gdzie jego ściany rozszerzyły się, kontynuowaliśmy podejście lasem aż na łąki górskie z samotnie stojącą pasterską staną. Dopiero tu usłyszeliśmy huk płynącej po skałach wody, która ciut niżej znikała w ponorze. To tłumaczyło jej brak w wąwozie. Chmury wisiały nisko, więc niewiele było widać. Na szczęście od czasu do czasu wiatr przeganiał je odsłaniając jakiś fragment otaczających nas gór. Teraz rozpoczęliśmy mozolne podejście na przełęcz Scorota (1920) w paśmie Małego Retezatu. Pod koniec było tak stromo, że musieliśmy przytrzymywać się kęp traw i wystających z gruntu skałek. Na przełęczy osiągnęliśmy szlak żółtych pasków, którym ostrożnie w godzinę zeszliśmy do schroniska Cabana Buta. Tu część skorzystała z ostatniej okazji spania w łóżku z pościelą. Reszta rozbiła się nieopodal ciesząc się z bliskości dobrze zaopatrzonego bufetu. Słonecznym piątkowym rankiem ruszyliśmy szlakiem czerwonych krzyżyków, który w cztery godziny miał nas wyprowadzić nad największe jezioro w Wielkim Retezacie – jezioro Bucura. Najpierw w godzinę wspięliśmy się na przełęcz Plaiul Mic (1879) na granicy obu Retezatów. Widok stąd na Wielki Retezat przyprawia o zawrót głowy. Chwilę gapiliśmy się na konie tarzające się w najmniejszym stawku oraz podziwialiśmy błękit wody w większym stawie. Po kilku kwadransach zeszliśmy do doliny potoku Peleaga z miejscem po dawnej kluzie. Parking był zatłoczony samochodami terenowymi. Wąską szutrową drogą można dojechać tu, do podnóża wysokich gór. Korzystają z tego rodziny z dziećmi. Na polanie Pelegii przy posterunku Salvamontu (rumuńskiego GOPR-u) stało rozbitych kilka dużych namiotów obozu młodzieżowego. Stąd czekało nas dwugodzinne podejście w górę z ponad czterystumetrowym przewyższeniem. Podchodziliśmy prawym brzegiem potoku Bucura najpierw lasem, potem kosówką, wreszcie halami w coraz bardziej alpejskiej scenerii. Nad jeziorem Bucura na wysokości 2041m n.p.m. ujrzeliśmy prawdziwe namiotowe miasteczko. Na razie miejsca było jeszcze dość. Po rozbiciu się możliwie blisko siebie pozostało całe popołudnie do zagospodarowania. Większość wybrała się na wycieczkę na lekko na dwa wysokie szczyty po zachodniej stronie jeziora, Bucurę I (2433) i Retezat (2482). Wieczór spędziliśmy na wizytach towarzyskich po namiotach najbliższych sąsiadów. Ognisk nie można tu rozpalać. Na tej wysokości rośnie tylko kosówka, więc zakaz rozpalania ognia jest podyktowany koniecznością jej chronienia. Noc była jak na lato bardzo zimna. Temperatura spadła poniżej zera, bo rankiem nasze namioty pokrywał szron i warstewka lodu. Na sobotę zaplanowaliśmy rundę na lekko po wysokich szczytach na wschód od jeziora, wśród których były dwa najwyższe w tych górach: Peleaga (2509) i Papuşa (2508). Niektórzy dodali do nich jeszcze Małą Papuszę ((2370) i Custurę (2457) na szlaku żółtych krzyżyków a inni z Peleagi schodzili szlakiem czerwonych pasków przez Custurę Bucurei (2370) i zagalopowali się za Bucurę I prawie na Judele (2398). Cały dzień był słoneczny tylko przewalające się przez szczyty chmury utrudniały na znacznych wysokościach widoczność. Tego dnia przekonaliśmy się, że mimo wielu turystów w górach tych spotkać można dzikie zwierzęta w postaci kozic i świstaków. Po południu nad jezioro dotarła kolejna horda miłośników gór, więc namioty zajmowały już każdą piędź ziemi. Ta noc była cieplejsza. Ponieważ niedzielne zejście na północną stronę gór zaplanowaliśmy na późniejsze przedpołudnie część zdecydowała się na wejście o brzasku na okoliczne szczyty na wschód słońca. Po zwinięciu namiotów rozpoczęliśmy podejście na przełęcz Curmătura Bucurei (2206) szlakiem niebieskich pasków. Tam sfotografowaliśmy się z widokiem na opuszczone dopiero co obozowisko nad jeziorem i rozpoczęliśmy zejście w dolinę potoku Pietrele. Na dłużej zatrzymaliśmy się nad stawem Pietrele chłodząc stopy w jego płytkiej wodzie i podziwiając potężne Bucury I i II oraz Retezat nad nim. Potem już bez przystanków zeszliśmy do schroniska Gentiana, gdzie wypiliśmy pierwsze piwo od kilku dni. Spotkaliśmy też sporą grupkę naszych rodaków zdążających w górę. Z kolejnymi rozmawialiśmy przy schronisku Pietrele po pokonaniu dwóch kilometrów karkołomnej ścieżki w dół. W tamtejszym bufecie zdecydowałam się na omlet z boczkiem a Renia na lokalną mamałygę, która ze startym żółtym serem i kwaśną śmietaną lepiej smakowała niż ta z bryndzą, którą jadłam na ukraińskiej huculszczyźnie. Po drodze do kolejnego schroniska Carnic Cascada podziwialiśmy wodospad Lolaia, gdzie woda dwoma kaskadami spada z wysokości 15 metrów. Na polu biwakowym ciut niżej rozbiliśmy się na ostatnią noc, a w schronisku, w którym spali nasi kierowcy wzięliśmy gorący prysznic za 10 lei. Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i przy ogniu świętowaliśmy moje imieniny domowym smalcem, kiszonymi ogórkami i kruchymi ciasteczkami z naszego GS-u przewiezionymi w luku bagażowym. W poniedziałek przed podróżą na śniadanie zjedliśmy w bufecie gorącą ciorbę jarzynową z boczkiem. W drodze do domu obejrzeliśmy XIII-wieczną romańską cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy w Strei z malowidłami Chrystusa w chwale z procesją apostołów w prezbiterium. Na obiad zatrzymaliśmy się w zajeździe przy drodze przed Debreczynem, by skosztować specjałów kuchni węgierskiej. Choć zamawianie dań z karty odbywało się „na chybił trafił” wszyscy byli zadowoleni choć nie każdy konsumował akurat swoje zamówienie.
Autorzy zdjęć: Marek Bednarz, Janek Bury, Konrad Fąfara, Gocha Jachym, Ewka Łukaszewska, Magda Skalska i Renata Turoń.