Pieninami w deszczu
Maj w tym roku nie rozpieszcza, a w sobotę 14-ego wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Tylko kiedy wsiadaliśmy do autokaru nie padało, ale już w okolicach Wiśniowej wjechaliśmy pod deszczową chmurę i tak pozostało do powrotu. W Jaworkach włożyliśmy peleryny i ruszyliśmy w głąb wąwozu Homole. Padający deszcz odebrał mu cały urok. Nie zachwycały nas ani wapienne ściany schodzące pionowymi ścianami do dna wąwozu, ani potok z mnóstwem mostków łączących jego brzegi. Potem na łąkach stoków Wysokiej deszcz jakby zelżał, więc wstąpiła w nas nadzieja na poprawę pogody, ale w lesie siąpiło nadal. Po osiągnięciu szlaku niebieskiego weszliśmy na grzbiet Małych Pienin z granicą państwową. Szlakiem łącznikowym wspięliśmy się na Wysoką (1050), która jest najwyższym szczytem całych Pienin, by ze skały widokowej popatrzeć na okolicę. Niewiele było widać poza czubkami drzew rosnących pod skałą po słowackiej stronie. Wcześniej z osobami schodzącymi ze szczytu umawialiśmy się na gorącą herbatę w schronisku pod Durbaszką, ale jak dotarliśmy na miejsce zastaliśmy tylko Ulę z Marianem i Julka. Reszta gdzieś zniknęła w deszczu i mgle. Po krótkim odpoczynku w schronisku ruszyliśmy dalej grzbietem, ale choć przez chwilę pojaśniało to deszcz nie przestał padać. W okolicy Wysokiego Wierchu na słupku żółtego szlaku z Przełęczy Leśnickiej na Słowacji do naszej Szlachtowej brakło niebieskiego szlaku granicznego, co niektórych mocno zmyliło. Za Łaźnymi Skałami ujrzeliśmy ogromny kierdel owiec górali spod Nowego Targu, a chwilę dalej w dole zamajaczyły nam zabudowania Szczawnicy. W barze pod Palenicą czekały na nas Ania z Beatą, a gdy staliśmy pod wyciągiem dotarły jeszcze Jagoda z Kazią, które zamykały stawkę. Zjazd wyciągiem krzesełkowym w innych warunkach byłby niewątpliwie atrakcją. W deszczu czuło się wilgoć wyściełanego siedzenia, wiatr zwiewał nakrycie z głowy, a peleryną z kolan chłostał po twarzy. Za ten koszmarek zapłaciliśmy po 12 zł. Przemoczone buty i plucha odebrały nam ochotę na zwiedzanie zdroju. Marzyliśmy tylko o tym, aby z Jaworek podjechał nasz autokar z suchym ubraniem na przebranie. Po pojawieniu się go, zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy w drogę powrotną. Jadąc doliną Dunajca w autokarze trwała powszechna zmiana garderoby. Wreszcie susi i rozgrzani ogrzewaniem włączonym na full mogliśmy się oddać kontemplacji deszczowego krajobrazu za oknem. Cóż… nie zawsze aura sprzyja!
Autorzy zdjęć: Krystyna Balicka i Majka