Połowę sierpnia, jak co roku, spędziliśmy w rumuńskich Karpatach Południowych. Naszym celem miała być Piatra Craiului – Skała Królewska, ale wobec gorszych prognoz wybraliśmy trochę łatwiejsze i bardziej przyjazne turystom, choć wyższe, sąsiednie Bucegi (czytaj Buczedżi). Po całonocnej jeździe przez Słowację i Węgry uprzyjemnianej śpiewem do wtóru gitary Oli, sobotnim rankiem 11 sierpnia przystanęliśmy w Sighişoarze, by zobaczyć jej najstarszą część nazywaną „rumuńskim Carcassonne”. Ta największa zamieszkana średniowieczna cytadela w Europie znajduje się na Liście światowego dziedzictwa UNESCO. W trakcie niespełna godzinnego spaceru obejrzeliśmy Wieżę Zegarową, Kościół Klasztorny, kilka zachowanych baszt dawnych murów obronnych m.in. Basztę Kowali, Szewców i Krawców oraz schody szkolne bardzo oryginalne, bo zadaszone. Na koniec wspięliśmy się do Kościoła na Wzgórzu otoczonego dużym zabytkowym cmentarzem ewangelickim dawnych saskich mieszkańców miasta. Półtoragodzinny czas wolny spędziliśmy na kawie na centralnym placu starówki podziwiając bajecznie kolorowe kamieniczki w tym najsławniejszą „Pod Jeleniem” lub kupując pamiątki na straganach nieopodal Domu Drakuli, najstarszego zachowanego (XIV). Potem przejeżdżając na południe w kierunku Braszowa i Karpat Południowych obserwowaliśmy zmianę pogody od upału topiącego asfalt do chłodu spowodowanego opadami w górach. Na trasę ruszyliśmy z przełęczy La Sipote okutani w peleryny przeciwdeszczowe. Za schroniskiem Diham, gdzie rozkoszowaliśmy się rumuńskim Ursusem, rozpogodziło się na tyle, że ujrzeliśmy główny górski grzbiet schodzący pionowymi skalnymi ścianami w naszą stronę. Do kolejnego schroniska dotarliśmy świerkowym lasem i od razu zajęliśmy miejsca pod jego dachem, bo chmury wisiały nisko zapowiadając opady. Ranek wstał dżdżysty, ale wkrótce się wypogodziło i najtrudniejszy fragment podejścia w górę przeszliśmy bez peleryn krępujących ruchy. Stok miał spore nachylenie, więc podchodziliśmy serpentynami, miejscami przytrzymując się kosówki i skał. W kilku miejscach zamocowane były łańcuchy. Przewalające się mgły i chmury zapewniły nam niezłą prezentację, odsłaniając co raz to inny fragment gór. Po osiągnięciu głównej grani widoki mieliśmy również na zachodnią, nie mniej przepaścistą stronę. Teraz szło się lżej, bo przewyższenia były tu znacznie mniejsze. W schronisku położonym pod najwyższym w paśmie Omulem (2505) zdecydowaliśmy, że podejdziemy tego dnia jeszcze kawałek. Chmury rozstąpiły się ukazując cały majestat i potęgę tych gór. Ze zwornika nieopodal schroniska ujrzeliśmy oba południowe odgałęzienia grzbietu układające się w podkowę i rozdzielone doliną Ialomiţy. Powyżej 2000m n.p.m. góry te mają charakter wysokogórskiego trawiastego płaskowyżu, więc wędrówka nie przedstawiała żadnych trudności. Nocleg część grupy spędziła w schronisku Babele, a część w stojącej obok bazie Salvamontu, doskonale wyposażonej. Kolejny dzień wstał słoneczny, wcześnie wyciągając nas ku formacjom skalnym, będącym wizytówkami tych gór: Babele (Staruszki) i Sfinks. Pod Sfinksem stanęliśmy do wspólnej fotografii. Na ten dzień prócz zejścia z gór zaplanowaliśmy również wizytę pod monumentalnym krzyżem upamiętniającym żołnierzy poległych w I wojnie światowej. Droga do niego prowadziła płaskowyżem na wschód i była oznakowana czerwonymi krzyżykami. Przy samym pomniku, stojącym na samej grani urwiska, znów nie mieliśmy szczęścia, bo podchodzące z dołu mgły skryły zarówno strome stoki jak i dużą miejscowość Buşteni u jego podnóża. Kierując się na zachodnią stronę gór znów znaleźliśmy się na najwyższym Omulu, który wieńczy oba ramiona podkowy. W schronisku zjedliśmy jarzynową ciorbę, ugotowaną z pewnością na deszczówce, bo tylko ten rodzaj wody jest w tym miejscu dostępny. Po krótkim odpoczynku rozpoczęliśmy zejście szlakiem żółtych trójkątów bocznym grzbietem Scary (2422) schodzącym ku północnemu zachodowi do Branu. Zejście grzbietem było łatwe i obfitowało w ładne widoki na doliny po obu jego stronach. Znacznie trudniej było po zejściu do doliny Ciubotei, gdzie czekały skalne progi i strome odcinki świerkowym lasem pełnym wykrotów. Wreszcie osiągnęliśmy przyjemną polanę nad strumieniem obok nieczynnej bazy Salvamontu. Po chwili teren zapełnił się namiotami a kuchenki gotowały wodę na wieczorny posiłek. Rankiem po zwinięciu obozu ruszyliśmy w dół drogą wzdłuż strumienia i nad wyraz szybko trafiliśmy na nasz autobus. To kierowcy zrobili nam niespodziankę podjeżdżając w górę doliny najdalej jak się dało. W Branie przystanęliśmy, by zwiedzić zamek reklamowany jako jedna z siedzib Włada Palownika – Drakuli. W rzeczywistości tę warownię mieszczan braszowskich na szlaku handlowym prowadzącym na Wołoszczyznę ofiarowano w 1921 r. królowej Marii na letnią rezydencję. Zamek jest malowniczo położony a trasa turystyczna poprowadzona licznymi jego zakamarkami dostarcza wielu wrażeń. W drodze powrotnej zapoznaliśmy się z wielką atrakcją turystyczną gór Meseş – rezerwatem skalnym „Gradina Zmeilor”. Oglądanie formacji skalnych podobnych do tych w Kapadocji przy zapadającym zmroku dostarczyło osobliwych przeżyć. Na koniec zintegrowaliśmy się nieco wspólnym śpiewem przy gitarze i przy stole zastawionym domowym smalcem i kiszonymi ogórkami.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Krzysztof Brodziak, Janek Bury, Iwona Marynowska i Majka