81. ...i dobrze widoczną ścieżką przez kosówkę...

Dawną granicą Rzeczpospolitej przez Gorgany – Ukraina – relacja

Dawną granicą Rzeczpospolitej przez Gorgany
UKRAINA

            W tym roku na wiosenną Ukrainę pojechaliśmy na pięć dni bowiem trasa z Czarnej Cisy na Zakarpaciu przez Wielką Bratkowską, Pantyr, Przełęcz Legionów, Taupiszyrkę, obie Sywule i masyw Ihrowca do Osmołody była dłuższa niż zwykle. Dojeżdżając na miejsce dwie godziny później czasu zakładanego musiałam zmodyfikować trasę przejścia pierwszego dnia. Zamiast trudniejszego i dłuższego przejścia grzbietem Steryszory wybrałam wariant krótszy i łatwiejszy przez źródła Czarnej Cisy nad przełęczą Okole. Mimo wiszących nisko chmur i fatalnych prognoz tylko na początku wędrówki przez chwilę peleryny się przydały. Później pojaśniało i wyszło słońce. Szliśmy w głąb doliny Czarnej Cisy ku jej źródłom mijając polany z „biesiadkami”, gdzie można było odsapnąć i podziwiać kwitnącą florę: chabry miękkowłose, pełniki europejskie, storczyki-kukułki plamiste i powojniki. Większość 18-kilometrowej trasy prowadziła w górę doliny wzdłuż potoku, dopiero za ostatnią „biesiadką” rozpoczęło się podejście lasem oznakowaną ścieżką do źródeł. Teren źródliskowy odgrodzono murem oporowym z wodą wyciekającą najpierw rurką a potem kamiennym korytem. Na murze umieszczono tablice w językach wszystkich państw, jakie miały w posiadaniu Zakarpacie na przestrzeni wieków. Powyżej źródeł na grzbiecie rozciągała się ogromna polana, na której wkrótce stanęło kilkanaście naszych namiotów. Tylko czwórka naszych partyzantów (tak się nazwali), która poszła rozważanym na ostatnim postoju wariantem rozbiła się na polance wyżej po drodze na Wielką Bratkowską. Nasza polana wyposażona była w stoły z ławami i miejsce na ognisko. Po posiłku szybko rozpaliliśmy ogień żeby zneutralizować chmary meszek dosłownie dobierających się nam do skóry. Zmęczeni całonocnym przejazdem i 6-godzinnym przejściem zaraz po zachodzie słońca udaliśmy się na spoczynek. Słonecznym rankiem po posiłku i zwinięciu obozu ruszyliśmy szlakiem zielonym na Wielką Bratkowską. Wg tablicy kierunkowej mieliśmy do przejścia 4 km w czasie 2 godzin. Po pół godzinie podejścia natrafiliśmy na kartkę zostawioną przez naszych „partyzantów”, a chwilę wyżej spotkaliśmy ich samych na niewielkiej polance przy posiłku. Dobrze, że obozowaliśmy niżej, bo tutaj stanęłoby jeszcze tylko kilka namiotów. Stąd podejście na szczyt było klasyczną wyrypą. W rzedniejącym lesie świerkowym a potem w kosówce i jałowcach przystawaliśmy często dla złapania tchu i podziwiania widoków na sąsiednie pasmo Świdowca na południu oraz Połoninę Krasną  i Strimbę na południowym wschodzie. Na szczycie ujrzeliśmy odpoczywające w okopach nasze czoło. Po wspólnej pamiątkowej fotce z widokiem na Świdowiec z Bliźnicą ruszyliśmy w dalszą drogę, która teraz przebiegać miała dawną granicą Rzeczypospolitej z Czechosłowacją. Od słupka nr 44 ruszyliśmy ku północy Czarną Połoniną, by potem skierować się ku północnemu-zachodowi w kierunku Gropy i Durniej. Widoczność była świetna, więc wkrótce namierzyliśmy na północnym zachodzie majestatyczną Sywulę a na horyzoncie w kierunku wschodnim kolejno Doboszankę, Syniak i Chamiak. Te widoki miały nam towarzyszyć aż do zejścia w las za Durnią. Trasa tutaj wiodła połoniną z rzadka porośniętą jałowcem i kępami kosówki w obniżeniach terenu. Schodząc z Gropy widzieliśmy naszych wybierających trudniejszy wariant z przejściem przez szczyt Durniej. Ja z końcówką stawki skorzystaliśmy z trawersu wschodnim stokiem i dotarliśmy na polanę za szczytem kwadrans po zejściu czoła, które wyprzedzało nas prawie dwie godziny. Wspólnie czekaliśmy na resztę przedzierającą się przez kosówkę. Potem nabraliśmy wody w potoczku za słupkiem 52 i bez przeszkód dotarliśmy do słupka 55 przed Pantyrem pokonując 11 km od Wielkiej Bratkowskiej. Dalej mieliśmy się poruszać po słupkach postawionych kilka lat wcześniej od nr 1 poczynając. Ominęliśmy zarośnięty fragment dawnej przecinki granicznej wychodząc na rozległą polanę pod Pantyrem, gdzie w okresie międzywojennym stało schronisko PTN, a potem obok bunkra dowodzenia wspięliśmy się na grzbiet z dawną granicą państwową. Po godzinie marszu przez przełęcz Rogodze Małe i kilka kopców, na które trzeba było się wspiąć doszliśmy do polany na Przełęczy Legionów przy słupku 6, gdzie rozbiliśmy się na kolejną noc. Tu znów kopcące ognisko dawało nam jako taką ochronę przed zapalczywością meszek i komarów. Rankiem ruszyliśmy szlakiem niebieskim spod krzyża upamiętniającego walki II Brygady Legionów Polskich w czasie I wojny światowej. Również piątkowy przemarsz rozpoczął się ostrym podejściem na grzbiet Taupiszyrki skąd ujrzeliśmy obie Sywule na wyciągnięcie ręki. Do słupka nr 19 na Połoninie Ruszczyna trasa znów biegła po dawnej granicy zaliczając kolejne wzgórza. Na przełęczy Perenyz weszliśmy na szlak zielony z Ust’ Czornej na Połoninę Ruszczynę i za słupkiem 18 osiągnęliśmy uroczysko „Piekło” z imponującym fliszowym urwiskiem. Tu weszliśmy na szlak czerwony z Rafajłowej, którym mieliśmy zdążać aż do Osmołody. O trzeciej po południu na Połoninie Ruszczyna okazało się, że część grupy ma dość i tu zamierza zostać na ostatni nocleg rezygnując z przejścia pasma Ihrowca i Wysokiej następnego dnia. Zdecydowana większość ruszyła na dalszą część przewidzianej na ten dzień trasy kierując się w górę na pasmo Sywuli. Zanim je osiągnęli my rozbiliśmy namioty przy ruinach polskiego schroniska i pod dachem przeczekaliśmy niewielki deszcz. Potem zgromadziliśmy większy zapas drewna na ognisko i zajęliśmy się posiłkiem. Przed zachodem słońca nasi dotarli na przełęcz Borewkę, gdzie rozbili się na ostatni nocleg. Sobotnim rankiem, kiedy my suszyliśmy namioty po nocnej rosie nasi ruszali na masyw Ihrowca. Po chwili i my byliśmy na podejściu na Małą a potem Wielką Sywulę. Na szczycie tej drugiej zabawiliśmy dłużej dla wspaniałych widoków i krótkiego relaksu. Stąd też zadzwoniliśmy do Osmołody zapewniając sobie transport na ostatnie około 10 km przejścia doliną Łomnicy z Jali przez Ryzarnię do Osmołody. Zejście grzbietem przez Łopuszną i Borewkę dłużyło się okrutnie. Jedynie zabawa w śnieżki na dużej łasze śniegu i spotkanie z młodymi Ukraińcami, którzy podchodzili z Osmołody przez Ihrowiec i spotkali naszych były pewnym urozmaiceniem. Na zejściu czarnym szlakiem do doliny zaczęło padać. To uświadomiło nam, jak mogło być, gdyby prognozy się sprawdziły. W Jali czekał Wiktor, a po dotarciu do Osmołody cała reszta grupy, która wcześniej zeszła z gór. Obfitą obiadokolację i poranne śniadanie jedliśmy na powietrzu przy pensjonacie Julki i Wiktora „Arnika”. Była też możliwość zakupu pysznych herbat ziołowych produkowanych przez gospodarzy. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Hoszowie w monastyrze oo. bazylianów by obejrzeć cudami słynącą ikonę Matki Bożej z Dzieciątkiem. Jest to XVI-wieczna kopia słynnej ikony, która obecnie króluje jako MB Królowa Polski w Częstochowie.

78. Nasza ósemka na Wielkiej Sywuli (1836) z widokiem na masyw Ihrowca...

Więcej zdjęć w galerii

Autorzy zdjęć: Janek Bury, Konrad Fąfara, Gosia Jachym, Ewa Łukaszewska, Wiesław Wołowiec i Majka