Dwa dni w Beskidzie Śląskim – relacja

Dwa dni w Beskidzie Śląskim

Upalny i burzowy weekend 21-22 maja spędziliśmy w dalekim Beskidzie Śląskim.

Na pierwszy dłuższy przystanek wybraliśmy Kalwarię Zebrzydowską. Obejrzeliśmy tu okazałą bazylikę MB Anielskiej oraz wzgórze Żarek z kaplicami Golgoty na trasie najstarszej kalwarii pasyjnej na ziemiach polskich założonej przez Mikołaja Zebrzydowskiego w 1602 r. Cały ten zabytkowy zespół architektoniczno-krajobrazowy i pielgrzymkowy od 1999r. jest na liście Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Kolejny przystanek wypadł w Wadowicach, gdzie skupiliśmy się na miejscach związanych z dzieciństwem i młodością Karola Wojtyły. Choć kamienica papieska jest w remoncie, a rynek rozkopany, to udało nam się obejrzeć wystawę „Skarb mojego życia” zawierającą zbiory z Domu Rodzinnego Jana Pawła II oraz wnętrze bazyliki Ofiarowania NMP pełnej śladów po wielkim papieżu-Polaku. W drodze do Bielska Białej wskutek remontu drogi zaliczyliśmy dodatkowo przejazd brzegami Soły i koroną zapory w Porąbce. Na trasę, z konieczności niedługą, ruszyliśmy z bielskiej dzielnicy Olszówka Górna. Do tego drogę na szczyt Szyndzielni pokonaliśmy w kolejce gondolowej. Przejście do Szczyrku było najbardziej light-owe z dotychczas realizowanych. Na dodatek na trasie mieliśmy dwa schroniska, co, przy odgłosach burz nadchodzących od północy, dawało poczucie bezpieczeństwa. Bez przykrych niespodzianek dotarliśmy na nocleg. W niedzielę, po mszy św. w Sanktuarium Na Górce w Szczyrku, przejechaliśmy na Przełęcz Salmopolską. Podejście na Malinów (1114) świerkowym lasem przypomniało mi wędrówki tymi terenami w czasach studenckich, ale już wejście wyżej uświadomiło mi, że to całkiem inne góry. Osłabione zanieczyszczeniem powietrza, ociepleniem klimatu i spadkiem wilgotności jednorodne lasy nie potrafiły oprzeć się pladze kornika drukarza. Mieliśmy więc przed sobą grzbiety ogołocone z drzew, stoki pełne kikutów uschłych świerków lub podrastającego, niedawno zasadzonego, różnogatunkowego już lasu. W takiej scenerii nawet rozległe widoki nie cieszyły. Na Baraniej Górze (1220) przy wieży widokowej przekonaliśmy się, że świat jest jednak mały. Spotkaliśmy Agatę, która towarzyszyła nam kiedyś w wyjazdach, ale od jakiegoś czasu mieszka na Żywiecczyźnie. Na zejściu upał zelżał, a od Skrzycznego i Żywca, gdzie było epicentrum burzy, powiało chłodem. Nas tylko pojedyncze krople deszczu dosięgły na zejściu do wsi Radziechowy. Dopiero po powrocie usłyszeliśmy o tragedii dwóch kibiców piłkarskich w Lipowej, którzy zginęli od uderzenia pioruna. 

31. Z wieży widokowej przy klarownym powietrzu można podziwiać Tatry.

Więcej zdjęć w galerii

Autorzy zdjęć: Marta Twardak, Michał Urbanek i Majka