Słotnym rankiem 13 lipca ruszyliśmy w stronę Tatr Bielskich. Przed Gorlicami lało jak z cebra, więc przygotowaliśmy się na wariant jaskiniowo-dolinny kupując w kantorze euro na bilet do Jaskini Bielskiej. Wjeżdżając na Spisz przed Starą Lubownią odnotowaliśmy poprawę pogody, a w Białej Spiskiej pokazało się słońce i Tatry Bielskie w pełnej krasie. Zapadła decyzja o wyjściu w góry na planowaną trasę. Ruszyliśmy z Jaworzyny Spiskiej Doliną Jaworową. Po półgodzinnym przejściu wzdłuż Jaworowego potoku przeszliśmy mostkiem na drugi brzeg i znaleźliśmy się na rozległej polanie, nad którą sterczały w niebo pionowo krzesane wapienne ściany Murania. Obok pasków szlaku niebieskiego pojawiły się znaki ścieżki dydaktycznej i tablica poświęcona szkodnikom lasów iglastych. Ciut wyżej kilka tablic informowało o budowie geologicznej Tatr a obok zgrupowano wzorcowe eksponaty wszystkich rodzajów skał. Stała też tablica z panoramą Tatr Wysokich na południu i akurat, jakby dla ilustracji, odsłonił się potężny Lodowy Szczyt. Po minięciu leśniczówki i ciut dalej potoku Stefanka weszliśmy w las. Na razie trasa nie przedstawiała żadnej trudności, bo nabieranie wysokości przebiegało bardzo łagodnie.
Malownicza dolina
Doszliśmy do Potoku Koperszadzkiego i rozpoczęliśmy podejście Doliną Zadnich Koperszadów. Nazwa pochodzi z języka niemieckiego i jest świadectwem dawnych robót górniczych w poszukiwaniu rud metali, przede wszystkim miedzi. Idąc w górę zauważyliśmy zacieśnianie doliny aż skaliste stoki podeszły do potoku tworząc malowniczą Bramkę Koperszadzką. Teraz przez kilkaset metrów w dnie doliny ledwo mieściła się droga i kamienisty potok. Powyżej miejsca, gdzie z prawej strony przyłączył się Kołowy potok, dolina zaczęła się rozszerzać i doszliśmy do wiaty z drewnianymi rzeźbami niedźwiedzi. To było właściwe miejsce na krótki odpoczynek i przekąskę. Tu kiedyś była granica terenów rodziny Hohenlohe – właścicieli Jaworzyny Spiskiej, z którymi procesował się hr. Władysław Zamoyski – właściciel Zakopanego o dolinę Rybiego Potoku i Morskie Oko.
Ukwiecone łąki
Wchodziliśmy na miejsce wypasu owiec i wołów gazdów z Białej Spiskiej. Zaczynały się wysokogórskie łąki na razie okolone ostatnimi spłachetkami lasu a wyżej kosówką. Byliśmy w czasie optymalnego dla tej wysokości rozwoju roślin, więc wszystko kwitło tworząc wielobarwny kobierzec. Dominował dzwonek skupiony, dziurawiec i ciemiężyca. Trochę wyżej, gdzie trawa nie była tak wysoka, pojawiły się storczyki (gółki długoostrogowe) i lilie złotogłów. Podchodziliśmy coraz wyżej stokami Szalonego Wierchu a po drugiej stronie co raz odsłaniały się boczne grzbiety schodzące od Jagnięcego Szczytu. Same szczyty tatrzańskie otuliły już gęste chmury. Na tablicy poświęconej kwiatom były zdjęcia wszystkiego, co tu kwitło z nazwami w języku słowackim, łacińskim i angielskim. Teraz z murawie dominowały storczyce kuliste, len karpacki, jastrzębiec pomarańczowy i zerwy kuliste.
Dolina Białych Stawów
Po niespełna trzech godzinach osiągnęliśmy Przełęcz pod Kopą i granicę z Tatrami Wysokimi. Po drugiej stronie w dół schodziła Dolina Przednich Koperszadów, a my, zostawiając za plecami Tatry Bielskie, ruszyliśmy w stronę Kopy Bielskiej, którą trawersowaliśmy od zachodniej strony. Za Wyżnią Przełęczą pod Kopą otworzył się widok na Dolinę Białych Stawów i rozpoczęliśmy strome zejście w kierunku największego z nich. W pobliżu stawu na wilgotnych łąkach różowił się rdest wężownik. Na krzyżówce szlaków korzystając z zapasu czasu postanowiliśmy podejść szlakiem czerwonym głównej Magistrali Tatrzańskiej nad Zielony Staw Kieżmarski do schroniska. Minęliśmy zarastający Trójkątny Staw i schodząc w dół spotkaliśmy czoło naszej grupy wracające na trasę w doskonałych humorach. Minęliśmy też wychodzących na akcję słowackich GOPR-wców. W schronisku przekąsiliśmy małe co nieco i wychodząc musieliśmy założyć peleryny przeciwdeszczowe, bo siąpiło wyraźnie.
Tatry w deszczu
W drodze powrotnej nad Biały Staw minęliśmy ratowników niosących słowackiego turystę, który skręcił nogę. Od Białego Stawu rozpoczęliśmy zejście do Tatrzańskiej Kotliny szlakiem zielonym. Mimo deszczu co raz odsłaniały się strome granie Tatr Bielskich. W pewnej chwili zobaczyliśmy na wschodzie zalany słońcem Spisz i tęczę na niebie. W Schronisku pod Szarotką spotkaliśmy się prawie wszyscy ale ci, którzy przyszli najwcześniej właśnie się zbierali. Po gorącej herbacie i reszta pomyślała o wymarszu. Jeszcze tylko pamiątkowa fotka na schodach schroniska i w drogę. Trawersując stoki Fajksowej Czuby znów spotykaliśmy obok żółtej naparstnicy spore ilości okazałej lilii złotogłów. Nie wiem czy w jakimkolwiek miejscu w Polsce ta roślina rośnie w takiej obfitości. Może w Pieninach, gdzie ją kiedyś spotkaliśmy. Zeszliśmy do Tatrzańskiej Kotliny w sam raz przed przyjazdem autokaru. Mimo, że pogoda nie dopisała to zachowamy ten wyjazd w pamięci chociażby ze względu na bogactwo kwitnącej flory, którą mogliśmy oglądać.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Joanna Brodowska, Jan Fastnacht, Grzegorz Gawron, Marek Grodzki i Majka