Tegoroczną przygodę z Tatrami 23 czerwca rozpoczęliśmy na Równi Krupowej w Zakopanem, gdzie obejrzeliśmy atrakcję turystyczną w postaci „Krzywego Domku”. Domek stoi krzywo na dachu, więc wchodzi się od razu na pięterko. Dopiero później po schodach w górę przechodzi się na parter. Wszystkie ściany i podłogi są krzywe, więc błędnik szaleje. Na sufitach stoją, a właściwie z niego zwisają meble, co jest zaskakujące i komiczne. Myślę, że dla każdego było to poruszające i odkrywcze przeżycie. Po tych emocjach Drogą Oswalda Balzera skierowaliśmy się ku Łysej Polanie. Przystanęliśmy u wylotu Doliny Suchej Wody, skąd ruszyliśmy na trasę. Czarny szlak, kilkakrotnie przekraczając potok Suchej Wody, i nieznacznie, ale stale podchodząc w górę, w dwie godziny wyprowadził nas na Halę Gąsienicową. Upał nam tego dnia nie groził, bo wędrujące chmury co chwila przesłaniały słońce. To gwarantowało optymalną pogodę na długie przemarsze. W schronisku PTTK „Murowaniec” zabawiliśmy dłużej: jedni pałaszowali zabrany prowiant, inni skorzystali z miejscowego bufetu. Dysponując czasem i, co ważniejsze, chęciami podeszliśmy dodatkowo w górę doliny nad Czarny Staw Gąsienicowy. Dopiero tu, w otoczeniu Żółtej Turni, Granatów, Koziego Wierchu i ostrego jak szpikulec Kościelca poczuliśmy wysokogórskie klimaty. Po sesji zdjęciowej wróciliśmy do „Murowańca” żeby podjąć trud wędrówki. Na zielonym szlaku aż do Polany Waksmundzkiej szliśmy górno reglowym lasem lub kosówką przecinając kolejne potoki Czarny, Żółty i Pańszczycki. Niewiele mogliśmy dojrzeć. Tylko na krzyżówce z czarnym szlakiem przed naszymi oczami ukazała się Mała Koszysta, bo Wielką już skrywały chmury. Dopiero na Równi Waksmundzkiej poczuliśmy więcej przestrzeni wokół, a na Gęsiej Szyi otworzył się widok na dolinę Białki a za nią Tatry Wysokie na Słowacji. Siedzieliśmy na skałkach podziwiając kwitnące różowe storczyki i szafirowe zerwy kuliste. Na południe widok na Morskie Oko i Czarny Staw przesłaniał grzbiet Wołoszyna. W pewnym momencie na zachodzie pod ciemnym wałem chmur pojawił się charakterystyczny Giewont a obok Kopa Kondracka i kolejny wierzchołek Czerwonych Wierchów. Reszta polskich Tatr tonęła w chmurach. Schodząc na Rusinową Polanę stopniami terenowymi, które przypawiały o ból głowy, mieliśmy przed oczami Tatry Bielskie. Schodziliśmy w dół Złotą Doliną. Przy kaplicy MB Jaworzyńskiej młody dominikanin opowiedział nam o ukazaniu się w tym miejscu Pięknej Pani młodziutkiej góralskiej pasterce Marysi Murzańskiej i zapoznał nas z historią powstania Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr. W drodze do Zazadniej minęła nas trójka uczestników naszego wyjazdu, schodząca mocnym tempem. Okazało się, że ci śmiałkowie postawili tego dnia swe stopy na wysokim Kościelcu.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Natalia Brodowska i Majka