W pierwszy weekend lipca odwiedziliśmy Lubelszczyznę. Pierwszego dnia mieliśmy zwiedzać tzw. ścianę wschodnią, więc w drodze do Hrubieszowa przystanęliśmy w Starym Dzikowie, by obejrzeć opuszczoną cerkiew, która w filmie A. Wajdy „Katyń” przeobraziła się w obóz oficerów polskich w Kozielsku. Do dziś stoją w niej drewniane wielopiętrowe prycze. Obiekt z 1904 r. ma się całkiem nieźle, więc pomysł wyremontowania go i utworzenia w nim muzeum rekwizytu jest trafiony. Następnie odwiedziliśmy Cieszanów, gdzie w kościele św. Wojciecha widzieliśmy cudowny obraz Matki Boskiej. Potem spacerując rynkiem w cieniu drzew wszyscy z nostalgią wspominaliśmy nasz rynek sprzed rewitalizacji. Za Cieszanowem zboczyliśmy do Gorajca, by rzucić okiem na drewnianą zabytkową cerkiew Narodzenia NMP ze świeżo odnowionym dzięki fundacji prof. Mokrego z Krakowa ikonostasem. Dawni mieszkańcy wsi przesiedleni w ramach akcji „Wisła” do Białego Boru koło Koszalina przyjeżdżają tu na wakacje do swoich dawnych domów, a przy miejscowej szkole organizują lipcowe folkowisko. Przygotowania do niego trwały pełną parą.
Literaci Grodów Czerwieńskich
Jadąc do Hrubieszowa nawiązaliśmy do trudnej historii tych terenów wynikającą z bycia na pograniczu dwóch różnych obszarów państwowych, kulturowych i religijnych od epoki Grodów Czerwieńskich po hekatombę polsko-ukraińską lat 1942-43. Z kolei moje próby przybliżenia twórczości sławnego hrubieszowianina Bolesława Leśmiana spełzły na niczym, bo kołysanie samochodu tak ukołysało wszystkich, że przy trzecim wierszu całe towarzystwo już spało. Stanęliśmy przy liceum i dwie budowle przed nami były widomym znakiem wielokulturowości miasta: podominikański kościół św. Mikołaja i cerkiew prawosławna Wniebowzięcia NMP. Z jednej strony zachodnioeuropejski barok, z drugiej – rosyjsko-bizantyjski przepych z 13 kopułami. Spacerując główną ulicą zobaczyliśmy plebanię, w której w 1847 r. przyszedł na świat Aleksander Głowacki vel Bolesław Prus. W parku obok stał jego pomnik a na skwerze przy pomnikowym dębie kamień upamiętniający Bolesława Leśmiana. Na końcu ul. 3 Maja przeszliśmy na drugą stronę pod obelisk poświęcony Stanisławowi Staszicowi, którego Towarzystwo Rolnicze Hrubieszowskie wielu ludziom pomogło wydźwignąć się z biedy. Po tej stronie ulicy zachowało się kilka budynków starej zabudowy m.in. dwór du Chateau, w którym obejrzeliśmy wystawę rysunków innego sławnego hrubieszowianina prof. Wiktora Zina.
Strzyżów nad Bugiem
Za miastem wjechaliśmy na nadbużańskie łąki i jechaliśmy wzdłuż Bugu, który do Horodła zatacza potężny łuk. Wypatrywaliśmy tablicy drogowej i oto jest – Strzyżów! Sfotografowaliśmy się przy niej, żałując, że nie doprecyzowano – nad Bugiem. Zajechaliśmy pod pałac Skarżyńskich i z tarasu od strony ogrodu patrzyliśmy na meandrujący Bug w dole i ukraiński brzeg. Strzyżów nad Bugiem to wioska z pałacem i cukrownią zbudowaną przez Chrzanowskich, ostatnich właścicieli. Jest kilka bloków mieszkalnych pracowników cukrowni, kilkanaście domów i dawna cerkiew pełniąca funkcję kościoła. Przed pałacem spory staw ze sztuczną wyspą z alejkami i molami do wyspy i w głąb akwenu, który radzi bylibyśmy widzieć w naszym Strzyżowie.
Kilka kilometrów dalej byliśmy w Zosinie, najbardziej na wschód wysuniętym skrawku Polski i patrzyliśmy na sznur samochodów na przejściu z Ukrainą w Hrebennem. Tuż za Horodłem (we wczesnym średniowieczu jeden z Grodów Czerwieńskich) zatrzymaliśmy się przy kopcu upamiętniającym zawarcie w 1413 r. Unii Horodelskiej – drugiego po Krewie aktu łączenia się z Litwą w jedno państwo. Tutaj bojarzy litewscy zostali zrównani ze szlachtą polską w prawach przyjmując ich herby. Pierwszy kopiec usypali uczestnicy manifestacji patriotycznej w 1861 r. w 448 rocznicę unii, Z wierzchołka patrzyliśmy na łąki ciągnące się aż do Bugu. W pobliskich Lasach Strzeleckich rzuciliśmy okiem na pałacyk myśliwski Zamoyskich z początku XX w.
Odrobina zieleni
Ostatnim punktem programu była wizyta w Poleskim Parku Narodowym. Po nabyciu biletów w dyrekcji parku w Urszulinie udaliśmy się do Nowego Załucza. Ścieżka dydaktyczna „Spławy” poprowadziła nas łąkami, torfowiskiem i olsem do mola zakończonego platformą widokową na jezioro Łukie. Dla tego widoku warto było stoczyć nierówną i okupioną krwią walkę z komarami. Spaliśmy i jedli smaczne i obfite posiłki w zajeździe „Nato” koło Łęcznej.
Spacer po Lublinie
W niedzielę po śniadaniu ruszyliśmy do Lublina. Spacer po starówce rozpoczęliśmy na Placu Litewskim, gdzie najpierw sprawdziliśmy, czy rzeczywiście marszałek Piłsudski dosiada „Kasztanki”? Koń okazał się kobyłą! Następnie przeszliśmy pod obelisk, na którym dwie nadobne niewiasty podają sobie ręce. Tak upamiętniono podpisanie w 1569 r. Unii Lubelskiej, ostatecznego aktu zjednoczenia Polski z Litwą w Rzeczpospolitą Obojga Narodów. To tutaj na obrzeżach miasta obozowała szlachta litewska. Kolejne punkty spaceru to koziołek-wodopój przy Krakowskim Przedmieściu, Brama Krakowska, rynek z Trybunałem Koronnym, Plac po Farze, Brama Grodzka i zamek.
Po dotarciu do Bochotnicy ruszyliśmy na trasę przejścia. Niebieski szlak wyprowadził nas do ruin zamku Dzierżka i Ostasza z Bejsc, który ludowa tradycja zwie zamkiem Esterki. To tutaj miał się spotykać król Kazimierz ze swoją żydowską kochanką. Płaskowyżem wśród obfitości sadów wiśniowych, krzewów porzeczek i malin zeszliśmy jednym z wąwozów lessowych do doliny potoku Grodarz, skąd podeszliśmy pod Korzeniowy Dół, który przeszliśmy pełni zachwytu w górę i w dół.
Perełka nad Wisłą
Po zjeździe do Kazimierza Dolnego mieliśmy 2 godziny do zagospodarowania w tym miasteczku, które każdy wykorzystał indywidualnie na spacer rynkiem, nabrzeżem Wisły, wzgórze Trzech Krzyży oraz na obiad i zakup pamiątkowych kogutów. W drodze do Chodla zatrzymaliśmy się w Niezdowie na obrzeżach Opola Lubelskiego, by rzucić okiem na pałac wzniesiony przez Lubomirskich. Starszy pan, syn stangreta paradnej szóstki ostatniego właściciela przybliżył nam życie w pałacu za Kleniewskich oraz jego późniejsze, wojenne losy po zajęciu przez Niemców i potem Rosjan.
Do Sanktuarium MB Loretańskiej w Chodlu zajechaliśmy akurat na popołudniowe nabożeństwo. Po nim wspięliśmy się na koronę wieży kościelnej i z wysokości 35m obejrzeliśmy okolicę. Wśród pobliskich jezior szukaliśmy wyspy Loret, na której zachowały się jeszcze ruiny kościoła jezuitów, gdzie wcześniej obraz był czczony i gdzie wielu ludzi doznało uzdrowienia. Niestety ani Chodel ani wcześniejszy Cieszanów nie są sanktuariami przygotowanymi na przyjęcie pątników – nigdzie nie było obrazków z cudownym wizerunkiem Matki Boskiej. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w Modliborzycach, by zobaczyć odnowioną synagogę o oryginalnej architekturze, w której mieści się dom kultury. W ciepłych promieniach słońca, które towarzyszyło nam nieprzerwanie przez cały wyjazd wróciliśmy do domu.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Bernadeta Bosek, Michał Szarek i Majka