Po tygodniu dżdżystej pogody z opadami śniegu w górach jechaliśmy w Tatry pełni obaw. Prognozy zapowiadały początek słonecznych dni, ale dopiero za Gorlicami, jak mgły się podniosły uwierzyliśmy w nasze szczęście. Na przełęczy Snozka za Krościenkiem nad Dunajcem ujrzeliśmy całe Tatry od Bielskich po Zachodnie. Do Kir dojechaliśmy od strony Czarnego Dunajca, podziwiając zabytkową zabudowę Chochołowa po drodze. Z Kir, po zakupie oscypków i bundza oraz biletów wstępu na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego, ruszyliśmy w głąb Doliny Kościeliskiej. Za Wyżnią Kirą Miętusią skręciliśmy za czarnymi i czerwonymi znakami na Zahradziska. Tu grupa się rozdzieliła na amatorów wyższych i dłuższych tras wchodzących na grzbiet Czerwonych Wierchów i miłośników górskich spacerów Ścieżką nad Reglami. Tylko Magda, która znała te trasy, pojechała autokarem do Zakopanego, by indywidualnie wejść na Kościelca. Zdecydowana większość wybrała wariant wysokogórski. Przed nami było 6-kilometrowe podejście na Ciemniaka z 1170-metrowym przewyższeniem.
Ku górskim szczytom
Początek podejścia wiódł zalesionym stokiem Jadamicy. Kiedy po godzinie osiągnęliśmy polanę Upłaz, przystanęliśmy dłużej, chłonąc widoki na Dolinę Kościeliską i górujący nad nią Kominiarski Wierch. Po nieśpiesznym pokonaniu kolejnego leśnego odcinka zatrzymaliśmy się pod malowniczą skałką Piec. Pałaszowaliśmy kanapki patrząc na potężny Giewont nad Halą Miętusią i Skoruśniakiem na wschodzie. Przed nami na południu bielił się wierzchołek Ciemniaka. Podejście ku Chudej Turni poczuliśmy już wszyscy. Byliśmy w piętrze kosodrzewiny i pod nogami mieliśmy kamienisty piarg. Gałązki kosówki, których nie dotknęły promienie słońca, pokryte były śnieżną szadzią. Przed Chudą Przełączką ujrzeliśmy stoki Twardego Grzbietu upstrzone białymi plamkami. To kępy situ skuciny przebarwione już na rdzawo-czerwony kolor pokrywała szadź i proporczyki lodu. Podchodząc na Ciemniaka widzieliśmy całe Tatry Zachodnie od Tomanowego Wierchu po Osobitą. Na szczycie od razu przeszliśmy na południową stronę, by ogrzać się w ciepłych promieniach słońca i nacieszyć oczy widokiem Tatr Wysokich z Krywaniem przykrytym czapą chmur.
„Góry, góry i gór mi mało…”
Po odpoczynku ruszyliśmy na wschód ku pozostałym szczytom Czerwonych Wierchów. Na najbliższej przełęczy ostrożnie zerknęliśmy w dół na pionowe ściany kotła schodzące zerwami na dno Doliny Mułowej. Na najwyższej w paśmie Krzesanicy (2122m n.p.m.) podziwialiśmy kopczyki kamieni ułożone przez turystów i sami też dorzuciliśmy swoje. Na Małołączniaka wyszliśmy migiem. Kapitalnie stąd było widać bliski już Giewont, a i Świnica zdawała się być na wyciągnięcie ręki. Schodząc do głębokiej Małołąckiej Przełęczy dojrzeliśmy stada kozic. Podejście na Kopę Kondracką było długie i strome, więc siły dodawała myśl, że … ostatnie. Schodząc ku Czubie Kondrackiej widzieliśmy już zakosy zielonego szlaku w Długim Żlebie i schronisko na Polanie Kondratowej, gdzie dotarliśmy po godzinie. Przed schroniskiem stanęliśmy do wspólnej fotki z resztkami grupy, przekąsili małe co nieco i przez Polanę Kalatówki zeszliśmy do Kuźnic. Idąc na ulicę Bronka Czecha mijaliśmy rozświetlone zachodzącym słońcem strome ściany Nosala.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Magda Skalska, Krzysztof Szaro i Majka