Bieszczady w jesiennej mgle
Ostatni wyjazd w tym sezonie przypadł w dzień załamania pogody. Całą drogę do Leska lało jak z cebra. Dla poprawienia sobie nastrojów przystanęliśmy w „Słodkim Domku”. Po pysznym ciastku zrobiło się jakby lepiej. Przestało też padać. Tegoroczny wyjazd w Bieszczady można by nazwać: śladami cudami słynącej ikony Matki Boskiej z Dzieciątkiem z Łopienki. Ikona ta po wysiedleniu ludności bojkowskiej w 1948 roku znalazła nowe miejsce w kościele w Polańczyku, więc tu się najpierw udaliśmy. W dawnej cerkwi św. Paraskewii użytkowanej przez kościół rzymskokatolicki ikona łopieńska jest czczona jako Matka Boża Pięknej Miłości. Po obejrzeniu świątyni i po krótkiej wycieczce do cudownego źródełka udaliśmy się w dalszą drogę. Przejazd Małą Obwodnicą Bieszczadzką wzdłuż Zalewu Solińskiego uświadomił nam kolosalny deficyt wody w tegorocznym suchym roku. Poziom wody w zalewie jest 8m niższy od normalnego, więc większość zatok wyschła. Następnie drogą doliną Solinki podjechaliśmy w okolice ujścia potoku Wetlina. Tu, w kierunku zachodnim otwiera się wąska dolina, którą prowadzi szutrowa droga do nieistniejącej dziś wioski Łopienka. Szliśmy drogą, którą kiedyś tysiące ludzi w trakcie słynnych lipcowych odpustów pielgrzymowało do cudownej ikony. To, że cerkiew w Łopience podniosła się z ruin, jest zasługą garstki zapaleńców. Stojąc w jej wnętrzu wspomniałam m.in. Olgierda Łotoczkę, Zbigniewa Kaszubę i ks. Piotra Bartnika oraz twórców dzięki którym odnowione mury nie świecą pustkami. Szkoda, że dzień był mglisty i pochmurny, bo otoczenie cerkwi pyszniło się już wszystkimi kolorami jesieni. Brakowało tylko złotego promyka światła, który by je rozświetlił. W drodze na Łopiennik (1069) postanowiliśmy skorzystać z wyznakowanej przez studentów SGGW ścieżki spacerowej. Swe kroki skierowaliśmy więc do bazy namiotowej, która nawet nieczynna gościnnie użycza wędrowcom zadaszonej wiaty. Dłuższy postój wykorzystaliśmy na odpoczynek, zjedzenie prowiantu i skorzystanie z toalety, gdzie ostrzegano przed wścibskimi popielicami. W bazie i jej otoczeniu było gdzie usiąść, rozpalić ognisko a nawet przemyć ręce w łazience na wolnym powietrzu nad potokiem. Ścieżka spacerowa na Łopiennik prowadziła przez przełęcz 739 i była wzorowo oznakowana. Po drodze chętni zbierali rydze i borowiki, których nie brakowało. Podejście przez większość trasy nie było trudne dopiero w końcówce stało się strome i uciążliwe. Na wychodni skalnej Łopiennika stanęliśmy do wspólnej fotki. Na polanie pod szczytem, na krzyżówce szlaków przystanęliśmy tylko na moment, bo zaczęło siąpić. Schodziliśmy szlakiem czarnym najpierw polanami, potem bukowym lasem do wsi Dołżyca, gdzie czekał autokar. W Cisnej zatrzymaliśmy się na chwilę w pracowni pisania ikon pani Jadwigi Denisiuk. To ona wykonała kopię cudownej ikony do odbudowanej cerkwi w Łopience. Właścicielka była nieobecna, ale mogliśmy obejrzeć jej prace. Natomiast obok kultowej knajpy „Siekierezada” ujrzeliśmy obelisk poświęcony bieszczadzkim zakapiorom przypominając sylwetki tych, których groby dotychczas odwiedziliśmy w trakcie naszych wędrówek. Zaczęło intensywnie padać, więc bez żalu opuszczaliśmy Bieszczady dziękując opatrzności za to, że uchroniła nas od deszczu na trasie.
Autorzy zdjęć: Marek Grodzki, Renata Półzięć i Majka