Bukowym Berdem z widokami na krańce świata
Ciepły i słoneczny ostatni weekend października poprzedził dżdżysty i zimny tydzień. W Tatrach i wyższych partiach Beskidów spadł śnieg. Temperatura w nocy spadała do kilku stopni poniżej zera. Mglistym, zimnym rankiem ruszaliśmy w Bieszczady pełni obaw, ale już za Brzozowem znikła mgła i zaczął wstawać słoneczny dzień.
Przebarwione jesiennie drzewa w dolinach pokrywała mroźna szadź. Za Ustrzykami Dolnymi z przełęczy w paśmie Ostrego ujrzeliśmy płowe grzbiety połonin zabielone śniegiem. Śnieg leżał też cieniutką warstwą niżej w cieniu drzew. Na trasę ruszyliśmy za Pszczelinami w Widełkach. Po przekroczeniu mostu na potoku Wołosaty i zakupieniu biletów wstępu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego ruszyliśmy w górę doliny niebieskim szlakiem. Droga była błotnista i rozjeżdżona ciężkim sprzętem do zwózki drewna. Na szczęście szybko ją opuściliśmy i po przekroczeniu niewielkiego potoku rozpoczęliśmy podejście mieszanym lasem, który za Kopą zamienił się w dorodną buczynę. Słoty ostatniego tygodnia zmiotły z buków rosnących wyżej liście zostawiając nagie konary teraz pokryte szadzią. Coraz mocniej dogrzewające słońce topiło ją i z drzew spadały gęsto ogromne krople wody. Przy górnej granicy lasu zatrzymaliśmy się w wiacie na krótki postój. Po kanapce i odpoczynku ruszyliśmy dalej osiągając wkrótce skraj połoniny. Odkryta przestrzeń i widoki wlały w nas nową energię. Widok Połoniny Caryńskiej i Wetlińskiej na północnym zachodzie uskrzydlił nas. Z pierwszej kulminacji Bukowego Berda ujrzeliśmy z kolei na południowym zachodzie długi, trawiasty wał Szerokiego Wierchu zakończony Tarniczką z Tarnicą tuż za nią. Na kolejnym garbie doszły z lewej znaki żółte i sporo turystów wchodzących z Mucznego. Żwawo ruszyliśmy w górę pokonując kolejne wychodnie skalne. Szlak ciągle prowadził grzędą skalną, ale w kilku miejscach dostrzegliśmy przecinki w pasie jarzębiny na wschodnim stoku. To tamtędy pobiegnie w przyszłości niebieski szlak omijając cenne florystycznie partie grzbietowe. Z najwyższej kulminacji Bukowego Berda dostrzegliśmy nad polskimi szczytami tzw. Worka Bieszczadzkiego całe Bieszczady ukraińskie z najwyższym Pikujem (1406) i pasmem Borżawy w jego tle. Jeszcze nigdy dotychczas nie mieliśmy takiej widoczności, a przecież to nie było wszystko. Z lewej strony Borżawy majaczyło pasmo Piszkonii i reszta Gorganów. Przed sobą mieliśmy skalistą grań Krzemienia, którą osiągnęliśmy po sforsowaniu wysokiej przełęczy. Pięknie stąd wyglądała Tarnica (1346) z charakterystycznym siodłem przed Tarniczką i Szerokim Wierchem. Rozpoczęliśmy zejście bardzo śliskim i stromym stokiem na bardzo niską Przełęcz Goprowców. Uciążliwe błoto zmusiło nas do skoncentrowania się na tym, co mieliśmy pod nogami. W Siodle pod Tarnicą spotkaliśmy naszych schodzących z najwyższego szczytu polskich Bieszczadów. Część zdecydowała się na dłuższy wariant do Ustrzyk Górnych przez Tarniczkę i Szeroki Wierch czerwonym szlakiem, więc zgłaszali, że będą czekać na trasie przejazdu autobusu. My po wejściu na Tarnicę sfotografowaliśmy się pod krzyżem postawionym tu na pamiątkę wizyt papieża-Polaka i podziwialiśmy panoramę polskich i ukraińskich Bieszczadów. Na zachodzie po słowackiej stronie dostrzegliśmy płaski masyw Wychorlatu, ale Tatr nie dojrzeliśmy. Schodziliśmy zaplanowaną wcześniej trasą do Wołosatego. Na dole, na łąkach okazało się, że szlak po raz kolejny został przeznakowany i teraz schodzi na ostatnie zabudowania we wsi. BdPN wzniósł tu nową wiatę oraz budynek punktu kasowego z toaletami. W Ustrzykach Górnych, gdy do autokaru wsiadła grupa schodząca Szerokim Wierchem, byliśmy w komplecie. Zmierzchało. Jeszcze tylko obie połoniny widzieliśmy w promieniach zachodzącego słońca, a już przed Cisną zapadł zmrok. W Lesku przystanęliśmy w „Słodkim Domku” żeby smakowitymi ciasteczkami zniwelować ubytki w poziomie cukru i kupić zdrowe pieczywo do domu.
Autorzy zdjęć: Gabriela Chmiel, Marek Grodzki, Janek Koziński, Dorota Kulik, Rafał Plaminiak. Małgorzata Środoń-Kozińska i Majka