Zimą przez Żurawinkę
Sobotę, 19 lutego spędziliśmy w Beskidzie Niskim. Do dyspozycji narciarzy, podobnie jak w zeszłym roku, był stok w Karlikowie.
Dla liczniejszej tym razem grupy piechurów wybrałam odkryty grzbiet Żurawinki. To, że odkryty nie miało specjalnie znaczenia, bo widoczność tego dnia była niewielka. Ruszyliśmy na trasę w Wysoczanach od razu kierując się w górę niezbyt stromego stoku. Za plecami zostawiliśmy dolinę Osławy z drogą jezdną i linią kolejową w kierunku Komańczy. Po chwili osiągnęliśmy wschodnią kulminację pasma i weszliśmy na drogę grzbietową wiodącą ku północnemu zachodowi. Na tym odcinku zalesione doliny podchodziły do drogi z obu stron. Po krótkim odpoczynku zdominowanym przez rozmowy na temat kardamonu, jego smaku i zapachu ruszyliśmy w dalszą drogę. Tuż przed najwyższym szczytem pasma przystanęliśmy znów, żeby posilić się nieco i rozgrzać gorącą herbatą z termosów. Chwilę później podziwialiśmy imponującą konstrukcję wieży radiofonii komórkowej i ruszyliśmy drogą wzdłuż lasu. Las porasta północne stoki pasma i podchodzi aż do grzbietu. Stoki południowe są trawiaste. Szkoda, że widoczność tego dnia była nieduża, bo widzielibyśmy stąd kilka kolejnych pasm Beskidu Niskiego aż do najdalszego, granicznego. Z kulminacji Dziady zdecydowaliśmy się zejść bocznym grzbietem odchodzącym w kierunku południowym i polami dotrzeć wprost do Karlikowa. Na stacji narciarskiej udaliśmy się do bufetu, gdzie zastaliśmy naszą narciarską część grupy. Szczęście dopisywało nam nawet w drodze powrotnej, bo autobus psując się zrobił to akurat przy stacji benzynowej.
Więcej zdjęć w galerii
Autor zdjęć Michał Urbanek