12 października mglistym rankiem mknęliśmy w Bieszczady. W „Słodkim domku” w Lesku zaopatrzyliśmy się w smaczne przekąski. Jadąc w kierunku Cisnej patrzyliśmy na pięknie przebarwione jesiennie lasy. Na przełęczy Przysłup naszym oczom ukazały się bieszczadzkie połoniny w żywych kolorach jesieni. Na trasę wyruszyliśmy z Przełęczy Wyżniańskiej mając w planie wejście na Połoninę Caryńską i Magurę Stuposiańską. Początek podejścia wiódł trawiastym stokiem z rzadka poprzetykanym pojedynczymi drzewami, więc mogliśmy podziwiać widoki na okoliczne pasma i doliny. Przystawaliśmy często, bo wejście szlakiem zielonym jest krótkie, ale wymagające dobrej kondycji. Przed bukowym lasem zatrzymaliśmy się na krótki postój napawając się słońcem i ciepłem. Podejście lasem było strome i męczące. Wyszliśmy z niego wprost na połoninę w leciutki wiatr kołyszący jej trawami.
Połonina Caryńska skąpana w jesiennym słońcu
Krótki postój zregenerował nasze siły i pozwolił nam z animuszem wejść na grzbiet i osiągnąć czerwony szlak. Stąd można było podejść nim lekko w górę na szczyt Połoniny Caryńskiej – 1297m n.p.m., lub kontynuować marsz w kierunku kolejnej kulminacji, za którą mieliśmy schodzić na przełęcz Przysłup Caryński. Szliśmy w kierunku południowo-wschodnim mając przed oczami szczyty tzw. Worka Bieszczadzkiego od Bukowego Berda po Tarnicę. Widać było również szczyty po ukraińskiej stronie, a więc Starostynę, Ostrą Horę i obły masyw Połoniny Równej. Mocno zamglony był Pikuj i grzbiet Borżawy bardziej na południu. Na krzyżówce szlaków przysiedliśmy na dłuższą chwilę czekając na przyjście wszystkich i pałaszując zabrany prowiant. Potem stopniowo zaczęliśmy schodzić z grzbietu w kierunku północnym. Teraz przed oczami mieliśmy długi masyw Magury Stuposiańskiej za przełęczą. Jej grzbiet jest pokryty lasem bukowym z ciemnymi plamami świerczyny, która zarasta dawne pasterskie polany. W studenckim schronisku „Koliba” na przełęczy można było coś zjeść na ciepło, ale smakoszy piwa spotkał zawód. Stąd część grupy zeszła żółtym szlakiem do Bereżek, gdzie czekał na nich autobus, a głodni dłuższego marszu rozpoczęli podejście stokami Magury Stuposiańskiej.
Na spotkanie przygodzie
Na zalesionym szczycie z niewielką polaną schodzącą ku Stuposianom ujrzeliśmy po ukraińskiej stronie długi wał Magury Łomniańskiej, na którą mieliśmy wejść w trakcie wyjazdu na Ukrainę, ale los sprawił inaczej. Zejście do Dwernika miało trwać godzinę i trzy kwadranse, więc kiedy po dwóch godzinach, ciągle w lesie ujrzeliśmy tabliczkę z informacją, że na górę potrzeba tylko 2,5 godziny parsknęliśmy ze śmiechu. Komentarz dopisany flamastrem poniżej przez dowcipnego, a biegłego w tej kwestii turystę brzmiał: „biegiem chyba”.
W końcu zeszliśmy do wsi, gdzie odwiedziliśmy jeszcze bar „U Doroty”, bo głód niektórych był wielki. W drodze powrotnej przystanęliśmy na przedmieściach Ustrzyk Dolnych w Jasieniu, by podziękować MB Bieszczadzkiej za piękny dzień, a na cmentarzu zapalić znicz na grobie Władka Nadopty, znanego bieszczadzkiego „zakapiora”, o którym tak pięknie śpiewał Wojtek Belon i „Wolna Grupa Bukowina”. Żył 83 lata, czyli pół wieku dłużej niż poeta, który go w swojej balladzie unieśmiertelnił. Na grobie jakże innym niż pozostałe groby pensjonariuszy Domu Pomocy Społecznej w Moczarach napisano: „Kiedy znowu przyszło lato odszedł Majster Bieda. Pozostałego po nim miejsca zapełnić się nie da”. Po Wojtku również. Dobrze, że ciągle żyje w swoich piosenkach. Na potwierdzenie w drodze powrotnej odśpiewaliśmy balladę „Bez słów”.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Elżbieta Bożek, Natalia Brodowska, Andrzej Gruba, Elżbieta Guzik, Renata Półzięć i Majka