Na wapiennych iglicach Pienin
Połowa czerwca przyniosła koniec iście letnich upałów i powrót do wiosennej, zmiennej aury. Tak było w sobotę 14 czerwca. Już na dojeździe do Niedzicy kilkakrotnie wjechaliśmy w strefę nagłego deszczu. Na szczęście na miejscu było pogodnie, więc z przyjemnością przeszliśmy się koroną zapory podziwiając niedzicki zamek i czorsztyńskie ruiny na obu brzegach Zalewu Czorsztyńskiego oraz malowidło Ryszarda Paprockiego wykonane w technice 3D, które nieźle zwodzi oko. W pełnym słońcu ruszaliśmy ze Sromowców Niżnych mając przed oczami iglice Trzech Koron, ale jeszcze nie opuściliśmy wioski jak musieliśmy w pośpiechu wkładać peleryny, by po kilku minutach je zwijać. Przed Szopczańskim Wąwozem odwiedziliśmy Punkt Informacyjny Pienińskiego Parku Narodowego z ekspozycją poświęconą faunie, florze i kulturze ludowej Pienin wraz z makietą przełomu Dunajca. W schronisku „Trzy Korony” mogliśmy uzupełnić zapas napojów, a u gaździny odrobinę dalej nabyć świeże oscypki. Wąwóz przywitał nas kwitnącym wiosennym kwieciem: dzwonkami, naparstnicami i parzydłem leśnym. Kwitły też krzewy dzikiej róży i derenia świdwy . Widzieliśmy też szkody, jakie może uczynić nawet niewielki potoczek, gdy niesie zbyt dużo wody. Z wąwozu wyszliśmy na zalesione zbocze poprzecinane malowniczymi, ukwieconymi łąkami. Na Przełęczy Szopka zwanej przez miejscowych „Chwała Bogu” postanowiliśmy odsapnąć dłużej i właśnie wzięliśmy się za zabrany prowiant, gdy znów zaczęło padać. W pelerynach ruszyliśmy w kierunku Trzech Koron, ale tuż przed szczytem znów stały się zbędne. Ażurowe kładki wiodące na szczyt Okrąglicy tonęły we mgle, ale chwilkę potem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mgła zeszła w dół, a my weszliśmy w strefę słońca. Z punktu widokowego dobrze widzieliśmy Pieniny nasze i słowackie, ale już dalsze Tatry skrywały chmury. Na sąsiednią Górę Zamkową dotarliśmy bez przykrych niespodzianek. Przy grocie św. Kingi wspomnieliśmy, że wg tradycji często gościły tu starosądeckie klaryski w chwilach zagrożenia. Zabezpieczone mury obronne i pozostałości cysterny na wodę tej średniowiecznej warowni są widomym śladem dawnych dziejów. Na rozwidleniu szlaków pożegnaliśmy tych, którzy wybrali krótszy wariant i schodzili do Krościenka. Tutaj u kolejnej gaździny można było kupić prócz oscypków, kompot lub maślankę sprzedawaną na kubki. Owcza maślanka była wyborna. Po zaspokojeniu pragnienia ruszyliśmy dalej szlakiem niebieskim. Przed sobą mieliśmy cztery szczyty, które od Białych Skał aż po Sokolicę tworzą tzw. Sokolą Perć, czyli szlak o znacznej miejscami ekspozycji, wytyczony w 1926 r. z inicjatywy ks. Walentego Gadowskiego, twórcy tatrzańskiej Orlej Perci. Przed Czertezikiem znów dopadła nas ulewa, która, równie nagle jak przyszła, odeszła kiedyśmy pokonali szczyt. Na Sokolicę wchodziliśmy znów ze słońcem. Stąd mieliśmy najlepszy widok na Pieniński Przełom z tratwami flisaków na wstędze Dunajca. Białe, wapienne skały tworzą tu 300-metrową pionową ścianę ze słynną z pocztówek samotną sosenką. Zejście nad brzeg Dunajca nie stanowiło już problemu. Sympatyczny flisak przewiózł nas na drugi brzeg i traktem spacerowo-rowerowym Szczawnica-Czerwony Klasztor podeszliśmy na parking, gdzie czekał autobus. Sądzę, że to zmienna pogoda właśnie spowodowała nasze pozytywne wrażenia.
Autorzy zdjęć: Ewa Bańka, Natalia Brodowska, Edyta Pitucha i Majka