Doliną Chochołowską w krokusach – Tatry
Wyjazd w Tatry Polskie na krokusy musieliśmy w tym roku przyśpieszyć, bo i wiosna po szybszym odejściu zimy nie chciała czekać. Jadąc 5 kwietnia martwiliśmy się, czy je jeszcze zastaniemy, bo wiedzieliśmy, że zaczęły kwitnąć w połowie marca. Jednakże po minięciu Chochołowa ujrzeliśmy przydomowe łąki w Witowie w fioletowych kobiercach. Cały autokar był w ochach i achach. Na trasę przejścia ruszyliśmy z parkingu w Białym Potoku. Po zakupieniu biletów wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego ruszyliśmy w głąb Siwej Polany. Choć pierwsze krokusy na otwartej przestrzeni już przekwitały to bliżej lasu łąka była szafirowa od niezliczonej ilości ładnych, w pełni rozkwitłych kwiatów. Po wejściu do Doliny Chochołowskiej zobaczyliśmy pierwsze ślady zniszczeń po zimowym huraganie w Tatrach. Tu zwalone pnie były już uprzątnięte, ale na 4-kilometrowym najwęższym odcinku doliny ślady huraganu spotykaliśmy ustawicznie. Szliśmy niespiesznie fotografując się na kwietnych szafranowych kobiercach, na tle dolomitowych skał Siwiańskich Turni czy na brzegach Chochołowskiego Potoku w kwitnących lepiężnikach białych. Na Polanie Huciska można było przystanąć dla złapania oddechu na polu biwakowym, choć wolnego miejsca na ławkach było jak na lekarstwo. Lepiej było skorzystać ze zwalonych pni drzew ułożonych do wywózki wzdłuż drogi. Mieszkańcy podtatrzańskich wsi okolic Witowa i Chochołowa krzątali się przy uprzątaniu skutków zimowego huraganu. Lasy w Dolinie Chochołowskiej stanowią własność Wspólnoty Leśnej Uprawnionych 8 Wsi z siedzibą w Witowie. Na skałach Niżnej Bramy Chochołowskiej dostrzegliśmy tablicę upamiętniającą wizytę Jana Pawła II tutaj w czerwcu 1983 r. oraz tę starszą umieszczoną w 1901 r. dla uczczenia tzw. „powstania chochołowskiego” 1846 r. pod wodzą ks. Leopolda Kmietowicza. Poruszaliśmy się teraz najciaśniejszym fragmentem doliny wzdłuż potoku, w zwartej masie turystów, wyprzedzani jedynie przez rowerzystów oraz jadące w górę góralskie bryczki, wynajęte przez tych wygodniejszych. Z naszej grupy trójka miłośników wysokogórskich wycieczek, pragnących wejść na Grzesia i Rakonia, też wynajęła rowery, aby szybciej dotrzeć w górę doliny. Za Wyżnią Bramą Chochołowską dolina zaczęła się rozszerzać i skręcać w kierunku południowo zachodnim. W lewo odeszły szlaki czarne i żółte do Doliny Starorobociańskiej i na Ornak a ciut dalej czerwone na Trzydniowiański Wierch. Po pokonaniu niewielkiego garbu weszliśmy na rozległą Polanę Chochołowską okoloną od północy zalesionym stokiem Bobrowca i ostrymi turniami Mnichów Chochołowskich. Polana tonęła w krokusach. Obok takiej ilości kwiecia nie można było przejść obojętnie i nie uwiecznić tego na pamiątkę. Po wielkiej sesji fotograficznej podeszliśmy do kapliczki św. Jana Chrzciciela, by odsapnąć nieco delektując się widokiem Kominiarskiego Wierchu na wschodzie. Później skierowaliśmy się do schroniska PTTK, wzniesionego tu w latach 1951-53 według projektu architekt Anny Górskiej. Nad nim wznosiła się ściana szczytów po zachodniej stronie Wyżniej Doliny Chochołowskiej a więc Grześ, Rakoń i Wołowiec. Kiedy my w zatłoczonym schronisku pałaszowaliśmy kanapki lub zamówiony obiad nasza dzielna trójka zdobywała Grzesia i ruszała w kierunku Rakonia. Po przeczekaniu w schronisku krótkotrwałego deszczu udaliśmy się na szlak papieski, który wyprowadził nas w górę Doliny Jarząbczej pod głaz z tablicą upamiętniającą ostatnią górską wycieczkę papieża Jana Pawła II w Tatrach. W tym czasie nasza wysokogórska trójka rozpoczynała zjazd na tyłkach z grzbietu przed Wołowcem. Schodząc do autokaru jeszcze raz napatrzyliśmy się krokusom najpierw na Polanie Chochołowskiej a potem na Huciskach. Znaleźliśmy też czas na podejście pod największe wywierzysko w dolinie, gdzie ujrzeliśmy kwitnące urdziki karpackie. Przed powrotem zakupiliśmy jeszcze oscypki i wypili tradycyjnego grzańca w Gazdówce U Zająca.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Elżbieta Bożek, Natalia Brodowska, Magda Skalska, Krzysztof Szaro i Majka