Passa dobrej pogody towarzyszyła nam i w pierwszy weekend października, kiedy pojechaliśmy w góry zachodniej Słowacji. Po drodze okrążyliśmy Tatry od południa podziwiając szczególnie wyniosły Krywań (2495), który w sierpniu zdobyliśmy. Na trasę po Górach Choczańskich ruszyliśmy w Prosieku kierując się w głąb wąwozu. Z każdym metrem wapienne ściany po obu stronach potoku stawały się wyższe a wąwóz ciaśniejszy, swoje apogeum osiągając w miejscu zwanym Vrata. Była to rzeczywiście brama do Prosieckiej doliny. Im wyżej podchodziliśmy doliną, ubywało wody w potoku Prosiečanka, aż w końcu zniknęła zupełnie. Wtedy zrozumieliśmy, że raczej nie ujrzymy największej osobliwości tego rejonu – wodospadu w rezerwacie Czerwone Piaski. Dwa miesiące bez opadów to wieczność dla terenu krasowego. Do rezerwatu jednak podeszliśmy, by zobaczyć skalną półkę otoczoną wyższymi skałami, z której zwykle spada woda. Podobnie było w końcowej, najwęższej części doliny. Szliśmy wyschniętym korytem potoku, pokonując kolejne drabiny, obok których nie sączyła się nawet kropelka wody. Na polanie Svorad odpoczęliśmy nieco dłużej podziwiając stoki Kubina i Prosečnego schodzące polanami do wsi Vel’ke Borove. W wysokich trawach kwitły jeszcze ostatnie zimowity. Po odpoczynku zaczęliśmy podejście najpierw polanami, później lasem na szczyt. W którymś momencie zeszliśmy ze szlaku, więc stromym stokiem „przechaszczowaliśmy” las aż osiągnęliśmy skalistą grań i szlak. Dawne polany pozarastały tak, że tylko w niektórych miejscach cokolwiek było widać. Po biwaku i pamiątkowych fotkach na skałach Prosečnego (1372) zeszliśmy lasem na polanę przełęczy Ostruky i do doliny potoku Borovianka. Tu okazało się, że Raztocky wodospad również wysechł. Na szczęście Kvacianka miała dość wody, żeby zabytkowe młyny w Oblazach mogły pracować. W tym niewielkim skansenie można ujrzeć jak nasi przodkowie zaprzęgali rzekę do roboty. Stąd Kvacianską doliną zeszliśmy do wsi Kvačany, gdzie czekał bus. Na nocleg i wyborną obiadokolację przejechaliśmy dolinami Wagu i Orawy do schroniska Chata Vratna w sercu Małej Fatry.
Nazajutrz po obfitym śniadaniu ruszyliśmy na Wielki Krywań (1709), najwyższy szczyt Małej Fatry. Tylko trójka pokonała całe podejście na piechotę. Zdecydowana większość skorzystała z kolejki gondolowej na Przełęcz Snilowską. Tu naszym oczom ukazała się północna część krywańskiej Małej Fatry: pasmo Krawiarskiego i Baraniarek na zachodzie, które mieliśmy tego dnia przejść, oraz na wschodzie północna część głównego grzbietu z Chlebem, Stohem oraz Wielkim i Małym Rozsutcem. Wyżej ze szczytu otworzył się widok na południową jego część z Małym Krywaniem, Stratencem i Suchym oraz tzw. luczańską Fatrę za Wagiem. Na wschodzie z morza mgieł wystawał Wielki Chocz i grzbiet Tatr Zachodnich. Po kontemplacji widoków i pamiątkowej fotografii ruszyliśmy ku przełęczy Chrapaky, gdzie odpoczęliśmy dłużej, osłonięci od podmuchów wiatru. Przed nami mieliśmy widok na dalszą część naszej trasy – biegnące idealnie ku północy pasmo złożone z trzech szczytów, rozdzielonych głębokimi przełęczami. Na Kraviarske (1381) podchodziliśmy ścieżką wzdłuż kosówki, która porasta wschodnie stoki szczytu, podczas gdy zachodnie są trawiaste. Za skalistym szczytem szliśmy wąską grzędą skalną z wychodniami. Podobnie wyglądały Baraniarky – trzeci szczyt pasma. Środkowe Žitne jest zalesione, podobnie jak głębokie przełęcze między szczytami. Podejście na Baraniarky było strome i skaliste. Trudne odcinki zabezpieczono łańcuchami. Ze szczytu doskonale widać było postrzępione granie Sokolia i Bobotów, które zamykają dostęp do doliny Vratna od Terchowej. Wąziutki przesmyk Tiesňavy to zaledwie szerokość szosy i potoku Varinka. Tędy po zejściu do Starego Dworu przejechaliśmy pod pomnik Janosika w Terchowej. Wracając słowami góralskiej pieśni sławiliśmy wysoki Krywań.
Tekst: Majka Zamorska
Autorzy zdjęć: Agata Gątarska, Lucyna Wrona, Marian Pałys i Majka