Na tle potężnego i wreszcie odsłoniętego szczytu Retezat (2482).

Przez Retezat z południa na północ – Rumunia – relacja

Przez Retezat z południa na północ

Na przełomie lipca i sierpnia odwiedziliśmy rumuńskie góry Retezat. Ruszyliśmy wtorkowym wieczorem 27 lipca, by całonocną jazdą zyskać jeden dzień. W porze porannej kawy byliśmy w Devie, gdzie obejrzeliśmy pomnik Decebala i pałac Magna Curia, wzniesiony przez Gabora Bethlena w XVI w. Nad tym renesansowym kasztelem góruje Wzgórze Zamkowe (371m n.p.m.) z imponującymi ruinami twierdzy. Wzniesiona jako zamek królewski w połowie XIII w., rozbudowywana w czasach Jana Hunyady’ego (Korwina) i Gabora Bethlena, dość przypadkowo wyleciała w powietrze w czasie Wiosny Ludów i pozostała okazałą ruiną do dziś. Z Devy przez Petrosani przejechaliśmy do Cheile Butii terenami zniszczonymi przez kopalnie węgla w czasach komunistycznych. Do schroniska Buta dotarliśmy po 4 godzinach i, ponieważ zaczęło padać, zdecydowaliśmy się zanocować pod dachem. Czwartkowy ranek wstał słoneczny i tak już miało pozostać do końca wyprawy. Po spakowaniu się i uiszczeniu u ratownika Salvamontu opłaty za wstęp do Parku Narodowego, ruszyliśmy ku przełęczy Plaiul Mic oddzielającej Mały Retezat, gdzie na razie byliśmy, od Retezatu właściwego. Widoki zmieniały się z każdym metrem podejścia. Po krótkim odpoczynku na przełęczy i nacieszeniem oczu widokiem całego masywu zeszliśmy do doliny potoku Peleaga z pozostałościami potężnej klauzy. Podchodziliśmy w górę mając po lewej spienione wody potoku Bucura z ostrymi graniami grzbietu Slăveiu nad nim i stoki masywu Peleagi po prawej. Rozbiliśmy obóz nad jeziorem Bucura na wysokości ok. 2050m n.p.m. Po posiłku czuliśmy się na tyle zrelaksowani, że postanowiliśmy wybrać się na jeden z okolicznych szczytów. Po godzinnym podejściu żółtymi paskami osiągnęliśmy wysokość 2433m i szczyt Bucura I. Na sąsiedni Retezat (2482) już nie poszliśmy, bo nadciągnęły chmury, które przesłoniły wszystkie szczyty, więc widoków i tak by nie było. Schodziliśmy czerwonymi i niebieskimi paskami przez przełęcz Curmătura Bucurei. Po zachodzie słońca temperatura spadła do ok. 6ºC, więc woda w potoku wypływającym z jeziora zdawała się prawie ciepła. Kąpiel na golasa w takim potoku to niezapomniane przeżycie. Na piątek mieliśmy ambitny plan wejścia na dwa najwyższe szczyty masywu: Peleagę (2509) i Păpuşę (2508), więc wyruszyliśmy wcześnie. Wybraliśmy drogę czerwonymi paskami przez wczorajszą przełęcz, by nie ominąć ostrych turni Coltii Pelegii. Słońce towarzyszyło nam do wysokości ok. 2300m, wyżej wchodziło się w chmury otaczające szczyt ciasnym kordonem i uniemożliwiające napawanie się rozległymi widokami. Tak było na Custura Bucurei (2370) i na najwyższej Peleadze (2509). Wiedząc, że ciut niżej jest słońce, większość nie kontynuowała marszu w chmurach tylko zeszła żółtymi krzyżykami do bazy. Po gorącym posiłku poszliśmy fotografować konie pasące się nad jeziorem Lia, a nad położoną trochę wyżej Aną oddaliśmy się drzemce w promieniach słońca. Wieczór zdominowały pogawędki i częstowanie się ostatnimi zachomikowanymi słodkościami. Sobota była dniem zejścia na północą stronę masywu. Po spakowaniu się i zwinięciu obozu ruszyliśmy w porannej mgle w kierunku przełęczy Curmătura Bucurei. Na niej przywitaliśmy słońce i po raz pierwszy ujrzeliśmy wyniosły Retezat (2482) bez czapy chmur. Nad jeziorem Pietrele urządziliśmy sobie dłuższy biwak z poranną kawą. Kolejny dłuższy wypadł przy schronisku Cabana Pietrele, choć na trasie często odpoczywaliśmy: przy kaskadzie Pietrele i schronisku Gentiana. Do położonej najniżej Cabany Cậrnic Cascady dotarliśmy całą grupą w porze kolacji. Wręcz entuzjastycznie przywitali nas kierowcy, bo dla tak licznej grupy właściciele schroniska uruchomili wreszcie agregat prądotwórczy i rozpalili piec na gorącą wodę. Wczesnym rankiem ruszyliśmy w drogę powrotną zatrzymując się w Hunedoarze na zwiedzanie rodowej siedziby pogromcy Turków Jana Hunyady’ego i Korwinów. Kolejne przystanki wypadły: w wiosce Lazuri między górami Bihor a Codru-Moma, gdzie miejscowi wyrabiają wspaniałą palinkę i cujkę o różnych smakach oraz w Oradei na gorący posiłek. Wróciliśmy zmordowani, ale szczęśliwi, już po północy.

Odpoczywając czekamy na resztę.

Więcej zdjęć w galerii

Autorzy zdjęć: Małgorzata Żybura i Majka Zamorska